7 lipca 2013

The Internship (2013)

I'm sure I said it before, but I divide movies into two groups. Movies I enjoy and movies I don't. And I really don't want to take all the fun away from you, but I just can't imagine how someone could not enjoy this one. It's fun, bright, positive and just pure pleasure to watch. Vince Vaughn has yet again came up with a great story, not just for young people, but for 'older' generation especially.

'The Internship' was directed by Shawn Levy, maker of such movies as 'Night At The Museum' franchise or 'Real Steel'. In main roles we can see producer Vince Vaughn and funny as ever Owen Wilson. Story is about two old school salesman Billy McMahon (Vaughn) and Nick Campbell (Wilson), who after loosing their jobs, try to find themselves in a modern, digital world. They apply for an internship at undoubtedly one of the best companies to work for - GOOGLE! Immediately thrown into deep water, they battle their way through an army of young and driven minds , trying to show that their values and way of thinking  is not so much out of this world. They prove that overcoming your own weaknesses is possible and fighting for greater good of team is better than focusing on a Unit.

I would never say it's a great movie, but will definitely make the list of my favourite films of 2013. What I particularly enjoyed is Google world shown in it. If a real working experience is half as good as one we can see in the movie, it really must be an amazing place to work. One thing that some critics pointed out, is that movie does feel like one big Google ad., already being labeled as "The longest advert in the cinema". But what the heck, I like good advertisement and I really don't mind seeing one like that in theatre. Not sure how heavily Google was involved in this project, but in my opinion they should have made it years ago, and sure as hell i would love to watch a similar movie about Apple.

Two more things to mention, it starts with brilliant car-karaoke version of 'Ironic' by Alanis Morisette, sung by Wilson and Vaughn. Boys are amazing! Second thing, are movie end credits. By far the best I have seen for a long while, made in Google TV adverts style. This is just an example but I'm sure you get the drift. You just need to see it, so stay till the end.

22 czerwca 2013

Man Of Steel (2013)

I have to say, I was never a big fan of Superman and I really can't say why... Maybe, it's because he's too perfect, or maybe it's because he's not human. Strong, good-looking, with all superpowers one can think of. Besides, all previous movies, weren't really that great. And I don't want to disappoint all comic fans, but Man Of Steel isn't either. I personally found it very dull and flat. While watching it, plenty of times I actually felt like 'Not Again' or 'Can I leave now?' There's just not much happening in it.

Ok, but some facts first. The plot, in a very short version goes like this: Good, in this case it's Superman portrayed by Henry Cavil, with some help from Amy Adams as Lois Lane, fights Evil, in this case Michael Shannon, starred as General Zod, who in a nutshell, wants to destroy humanity. Did not expect that, did you? Movie was directed by Zack Snyder, mainly known for his box office hit 300.

I admit, I was a bit harsh and there is a few things I did like about the new Superman. First of all, the title. It's just different, but it's something recent DC Comics film adaptations have in common (e.g. The Dark Knight). 

Second thing, the bad character General Zod, who even though appears to be, is not a regular badass, whose only desire is to kill everyone and destroy everything. I actually sympathised with him a bit. He is what he is, he fights for what he believes in and what in his opinion is a greater good. A greater good of his own kind. Just because in a process of achieving that, he needs to destroy humanity is entirely different subject. In the end of the day, it's not his fault that his archrival Superman was sent to Earth but anywhere else.

Another thing I liked, is a bunch of good oldtimers in some minor roles, including: Kevin Cosnter, Lawrenece Fishburne and one and only Russell Crowe.

But what, or who I should say, I loved the most about this movie, is Amy Adams, who's just adorable. She is second to none best superhero's girl. Well, maybe second to Emma Stone but thats debatable ;)

So, if you've got nothing better to do in your spare time.... then maybe go for a walk. It's a real shame that man who was the mastermind behind some great movies, like previously mentioned Batman franchise or one of a kind Inception, was unable to turn Man of Steel into half decent film. Or maybe Christopher Nolan, who I speak of, can't influence movie from Producer seat s much as he had from behind the camera. Or, as I hinted before, Superman story just isn't good enough.

Oh, and one last thing. I really believe that superhero movie should have a sequel spoiler at the end, so if you, unlike me, don't tend to read credits, just leave when movie ends...or before it stars.

19 czerwca 2013

Now You See Me (2013) - Again...

Dokładnie... Again, czyli znów tu jestem. Na kolejny już początek postanowiłem zbytnio się nie wysilać, ani tym bardziej rozpisywać :) Przejdźmy więc do konkretów...

Now You See Me – sama otoczka dotycząca seansu w kinie, nadała całemu doświadczeniu dodatkowego dreszczyku. Kino z którego korzystam, Cineworld Cinemas postanowiło dla posiadaczy Unlimited Card, zorganizować pokaz przedpremierowy,  nie zdradzając jednak jaki film będzie wyświetlany. Pomysł świetny i liczę na więcej takich imprez.

Film zdecydowanie posiada tzw ‘WOW Factor’. Czegóż innego jednak spodziewać się po filmie z gwiazdorską obsadą oraz o niezwykłą tematyką jaką jest magia. A mianowicie, w filmie występują: Jesse Eisenberg, Isla Fisher, Dave Franco, Woody Harrelson, Mark Ruffalo, Morgan Freeman, Mélanie Laurent oraz Michael Caine. Zaraz na początku poznajemy historię czwórki magików: Daniel Atlas (Eisenberg), Henley Reeves (Fisher), Jack Wilder (Franco) oraz Merritt McKinney (Harrelson), którzy za sprawą magnata ubezpieczeniowego Arthura Tresslera (Caine), w tajemniczy sposób (każdy z nich otrzymuje kartę Tarota z adresem pod który mają się stawić) połączeni zostają w grupę zwaną ‘The Four Horseman’ i następnie, w trakcie pokazu na żywo w Las Vegas, napadają na francuski bank. Dochodzeniem w sprawie zajmuje się agent FBI Dylan Rhodes (Ruffalo), który próbuje rozwikłać zagadkę z pomocą francuskiej agentki Interpolu Almy Dray (Laurent).

Fabuła jest dość zawiła i skomplikowana, więc nie będę się dalej w nią zagłębiał. Podzielę się natomiast swoimi odczuciami z filmu. Jak wcześniej wspomniałem, film jest zdecydowanie ekscytującym widowiskiem, z różnego rodzaju magicznymi sztuczkami, ciekawymi efektami specjalnymi, pościgami, walkami a nawet wątkiem miłosnym. Znajdzie się coś dla każdego. Jest również niezwykle zabawny. Być może to efekt wypełnionej po brzegi sali kinowej, ale już dawno nie słyszałem tak entuzjastycznie reagującej i śmiejącej się widowni.  Tu też nie ma się co dziwić, jako że film wyreżyserowany jest przez francuskiego speca od kina akcji Louisa Leterriera, twórcę takich filmów jak choćby The Transporter, Transporter 2 czy Clash Of Titans.

Wszystko niby wygląda świetnie... ale tak nie jest. Cały film wydaję się bardzo płytki. Szczególnie zakończenie. Zbyt wiele wątków, za słabo wyjaśnionych albo trochę nie trzymających się ‘kupy’. Główni bohaterowie nie doczekali się jakichś dokładniejszych opisów i tak naprawdę zupełnie nie wiadomo o co w tym wszystkim chodzi. Istnieje podejżenie, że film doczeka się kolejnej części, co by wyjaśniało takie a nie inne zakończenie, ale przyznam szczerze, że nie byłaby to istotna pozycja na mojej liście filmów do obejżenia. Film natomiast musi się podobać publice, gdyż jak narazie świetnie radzi sobie w Amerykańskim Box Office. W Europie powoli wchodzi do kin i chyba należy spodziewać się podobnych rezultatów. Czyżby już zaczął się zezon ogórkowy...?


Najbardziej w tym wszystko szkoda mi Eisenberga, który po całkiem niezłej kreacji w Zooland i genialnej w The Social Network, chyba nie bardzo potrafi odnaleźć się w świecie Hollywood... 

29 kwietnia 2012

The Avengers (2012)



Przyznam szczerze, że ciężko było mi się zabrać do pisania o tym filmie. Niełatwo mówić o czymś co z góry wiadomo, nie będzie obiektywne. A to dlatego iż z ręka na sercu przyznaję, Avengers był jak do tej pory najbardziej przeze mnie oczekiwanym filmem tego roku. Strasznym fanem komiksów może nie jestem, ale zwyczajnie lubię dobrą rozrywkę, a co za tym idzie dobre kino rozrywkowe. Ponadto, aby napisać tą recenzję postanowiłem odrobić pracę domową I obejrzeć wszystkie filmy o bohaterach których tutaj można było zobaczyć. Nie było trudno gdyż jedynym którego jeszcze nie widziałem był Hulk.

Jak wiadomo jest to film o superbohaterach. W głównych rolach możemy zobaczyć plejadę świetnych aktorów takich jak: Robert Downey, Jr., Chris Evans, Mark Ruffalo, Chris Hemsworth, Scarlett Johansson, Jeremy Renner, Tom Hiddleston oraz Samuel L. Jackson. Stosunkowo długi, bo trwa ponad dwie godziny, ale przy tego rodzaju produkcji to raczej standard. Film wyreżyserował Joss Whedon który przede wszystkim znany jest z pracy przy serialach Buffy The Vampire Slayer, oraz Angel.

Koncepcja filmu jest dość prosta, a mianowicie mamy tu znaną od wieków walkę 'dobra' ze 'złem'. Niezwykłe natomiast jest to, iż dobro reprezentowane jest przez wielu bohaterów. Nie byle jakich zresztą, bo Avengers Assemble to grupa superbohaterów. Są nimi: Iron Man (Robert Downey Jr.), Hulk (Mark Ruffalo), Thor (Chris Hemsworth) oraz Captain America (Chris Evans), wspomaganych przez dwóch superagentów Black Widow (Scarlett Johansson) oraz Hawkeye (James Renner). Cała grupą dowodzi Nick Fury (Samuel L. Jackson). Jak łatwo się domyśleć, zbieranina takich indywidualności nie będzie prosta do opanowania. Drużyna ma oczywiście na celu uchronić świat przed zniszczeniem, które nadchodzi z rąk Loki'ego (Tom Hiddleston), adoptowanego brata Thora. Chce on zawładnąć Ziemią, przy pomocy armii ściągniętej z odległej planty. Posłużyć ma do tego specjalny portal otwarty ponad czubkami Nowojorskich wieżowców.

Avengers jest kolejną z Marvel'owskich, komiksowych mega-produckji. Głównych bohaterów mogliśmy już wcześniej obejrzeć w filmach przedstawiających każdego z nich. Jeśli ktoś jest kompletnym komiksowym laikiem, to radziłbym jak ja, odrobić pracę domową i jednak je wcześniej obejrzeć. Łatwiej będzie zrozumieć tą historię i jej bohaterów. I o ile filmy o Hulku, Thorze i Kapitanie Ameryka są 'w miarę', to Iron Man, zarówno pierwsza jak i druga część, są rewelacyjne i świetnie się to ogląda. To głownie zasługa Roberta Downeya Jr, który wręcz został stworzony do tej roli. Zwykle mocną stroną tego typu produkcji są efekty specjalne. Tu nie jest inaczej. Stoją one na naprawdę wysokim poziomie, a sceny w Nowym Jorku są niezwykle realistyczne. Musze również zaznaczyć ze po raz pierwszy, gdy miałem do wyboru film w wersji 3D bądź 2D, zdecydowałem się na standardowe 2D. Nie żałuje, jak dla mnie 3D to jednak nadmiar szczęścia. O ile nie jest to film robiony stricte w tej technologii, to nie robi to już na mnie takiego wrażenia. Ponadto, nie wiem z jakiego powodu, wybrałem się do kina w sobotnie popołudnie, chyba najgorszy z możliwych terminów. 20 minut zajęło obsłudze kina usadzanie ludzi. Dzięki Bogu postanowiono zrezygnować z reklam przed filmem, więc zbytniego opóźnienia nie było. Mimo wszystko fajnie było oglądać film przy takiej dużej ilości ludzi. Chyba jednak inaczej się to odbiera, szczególnie w momentach gdy, i tu muszę zaznaczyć, że zdarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu, cała sala oklaskami nagradza dobre i zabawne sceny w trakcie filmu. Nie pozostaje nic innego jak wybrać się do kina... z popcornem i colą.

27 kwietnia 2012

The Intouchables (2011)


Dla moich znajomych w Polsce ta recenzja prawdopodobnie nie będzie zbytnio pomocna. To dlatego, że w Polsce film ten jest obecny w kinach już od kilku tygodniu. Z tego co zdążyłem zauważyć zapanowała już swego rodzaju mania. Kieruję ją więc do wszystkich pozostałych, no chyba, że ktoś go jeszcze nie miał okazji obejrzeć. W Anglii póki co nie ma żadnych sygnałów żeby się w kinach pojawił. To chyba z dwóch powodów. Po pierwsze primo, film jest w języku francuskim, a Angielska widownia jest chyba zbyt leniwa żeby przed 100 minut czytać napisy. Po drugie primo, film jest zwyczajnie genialny i wątpliwe aby przecisnął się przez sito Hollywoodzkich komercyjnych produkcji. Aczkolwiek, jako że okazał się być komercyjnym sukcesem (o tym w dalszej części tekstu), liczę na to że jednak na dużym ekranie się pojawi.

Film opowiada historie ekscentrycznego milionera Philippa, który w wyniku wypadku ulega prawie całkowitemu paraliżowi. Zostaje on zmuszony zatrudnić osobistego opiekuna. Jego wybór pada na czarnoskórego młodzieńca Drissa, chłopaka z biednej paryskiej dzielnicy, który na rozmowie kwalifikacyjnej znalazł się przez zupełny przypadek. Ten zupełnie nie spodziewając się oferty, początkowo dość sceptycznie podchodzi do swoich obowiązków. Ponadto, jako że nie posiada prawie żadnego doświadczenia, jego metody i zachowanie wydają się dość niekonwencjonalne. Driss z czasem bardziej skrupulatnie podchodzi do swoich obowiązków, jak również angażuje się w prywatne życie Philippa. Między dwójką bohaterów nawiązuje się niezwykła przyjaźń.

Film jest zarówno komedią jak i dramatem. W rolach głównych występują François Cluzet jako Philippe oraz Omar Sy jako Driss. Świetna rola Omara Sy, za którą zresztą otrzymał Cezara (Francuska nagroda filmowa). Tu należy zaznaczyć, że była to tak naprawdę jego pierwsza tak duża rola. Warto również wspomnieć o niebywałym sukcesie kasowym filmu. We Francji jest on drugim w historii, pod względem ilości widzów w kinach. Według danych z różnych źródeł, w Europie zarobił ok. 250 mln Euro a w USA ponad 300 mln dolarów. Przy budżecie na poziomie niespełna 10 mln Euro jest to wynik niebywały. Ponadto trwają już prace nad amerykańskim remakem z Colinem Firthem w roli głównej.

Moją uwagę zwróciła również ścieżka dźwiękowa. Dość zgrabnie połączono tutaj muzykę klasyczna z rozrywkową. Doskonale uzupełnia całość. W filmie znajdziemy całe mnóstwo świetnych dialogów, w dużej części naprawdę zabawnych. Nie takich na których człowiek wybucha śmiechem, ale po prostu pozytywnie przyjemnych. I taki też jest ten film w całości. Bardzo przyjemny i pomimo osobistych dramatów obu bohaterów niezwykle pozytywny i optymistyczny. Pokazuje jak można się cieszyć najdrobniejszymi rzeczami w życiu, i jak wiele możemy się nauczyć od drugiego człowieka, nawet jeśli początkowo wydaje się, że jesteśmy zupełnie różni.

Gorąco polecam każdemu. Jeśli jeszcze nie byliście w kinie to należy się koniecznie wybrać. Warto!




18 kwietnia 2012

Battleship (2012) - bitwa morska z kosmitami!


Koncepcja filmu wzięła się z bardzo znanej dziecięcej gry ‘Statki’. Muszę przyznać, że pomysł całkiem ciekawy. A jak było z wykonaniem? No właśnie. Po obejrzeniu filmu dochodzę do wniosku, iż świetnie pasuje tutaj pewna reguła którą wymyśliłem na poczekaniu, a mianowicie ‘wrzuć do jednego worka kilka Gwiazd, bandę kosmitów, ogromną ilość wybuchów i... jakoś to będzie’. No i jakoś to było.

Jest to film z gatunku science fiction. W głównych rolach występują Taylor Kitsch, Alexander Skarsgård (bardziej znany z serii True Blood), Brooklyn Decker, Rihanna oraz Liam Neeson. Film trwa 131 minut, aczkolwiek oglądając zbytnio się tego nie odczuwa. Za reżyserię odpowiada Peter Berg, i to chyba jest najjaśniejszy punkt tej produkcji. Berg Oscara prawdopodobnie nigdy nie zdobędzie ale jego poprzednie filmy takie jak The Kingdom czy Hancock, oglądało się z przyjemnością, a zatem można było przypuszczać, że i tutaj nie zabraknie dobrej rozrywki.

Film rozpoczyna się od krótkiej scenki, która jak zrozumiałem miała na celu wyjaśnić jak to się stało ze nasz główny bohater, Alex Hopper znalazł się w sytuacji w której przyszło mu ratować świat przed zagładą z kosmosu, jak również jak do tej ewentualnej zagłady w ogóle doszło.
W 2005 roku NASA odkryła odległą planetę z warunkami na niej panującymi podobnymi do ziemskich. Z nadzieją na istnienie życia pozaziemskiego, z bazy na Hawajach zostaje wysłany sygnał w kierunku tejże planety. Alex natomiast, w wyniku kolejnej wpadki życiowej zostaje zmuszony przez swojego brata do przystąpienia do Armii.
I tak przenosimy się do roku 2012. Alex jest już podporucznikiem i oficerem taktycznym na niszczycielu USS John Paul Jones. Właśnie mają rozpocząć się międzynarodowe manewry na Pacyfiku. W międzyczasie w kierunku Ziemi zmierza mała flota statków kosmicznych z odległej planety...
I tak rozkręca się fabuła wielkiej morskiej bitwy pomiędzy ziemskimi niszczycielami a technologicznie zaawansowanymi statkami przybyszy z obcej planety.

Zdecydowanie silną stroną filmu są efekty specjalne i rozmach z jakim nakręcone są sceny na morzu. Ilość wybuchów jest wręcz porażająca, choć wyglądają one bardzo realistycznie. Widać, ze Peter Berg na swoim fachu się zna i doskonale wie co robi. Całkiem nieźle wypadła tez Rihanna, członek załogi i specjalista od broni na USS John Paul Jones. Trzeba przyznać ze w wojskowym uniformie i z karabinem w ręku prezentuje się równie dobrze co na swoich teledyskach. Ponadto dodatkowym smaczkiem dla fanów serialu Entourage jest rola Jerrego Ferrary, serialowego Żółwia. Mała bo mała, ale zawsze miło zobaczyć go na dużym ekranie.

Poza rozmiarem, ilością efektów specjalnych i jak już wspomniałem natężeniem wybuchów, Battleship 'wielkim' filmem nie jest. Porywających dialogów tutaj nie znajdziecie, gra aktorska do najlepszych też nie należy. Ale mimo wszystko warto go obejrzeć. Zdecydowanie w kinie, bo na małym ekranie nie będzie już robił takiego wrażenia. Do klasy 'Independence Day' bardzo mu daleko, ale ze wszystkich filmów o kosmitach które przewinęły się przez kina w ostatnich latach według mnie temu najbliżej. Przyzwoite popcornowe kino na niedzielne popołudnie. Miłego oglądania...